Moja wielka szkocka przygoda.

ulaO swoich przeżyciach oraz wspomnieniach z 3 miesięcznej praktyki w Szkocji, opowiada studentka Konserwatorstwa – Urszula Jatkowska.


Dzięki programowi Erasmus, miałam szczęście przez trzy miesiące odbywać praktyki w szkockim biurze architektonicznym Page\Park Architects oraz pracować przy projekcie dokumentacji zabytkowej XIX – wiecznej nekropolii, który realizowany jest przy współpracy tego biura z UMK oraz stowarzyszenia „The Friends of Glasgow Necropolis”. Ten bardzo krótki okres był bogaty w wiele niezapomnianych doświadczeń i to nie tylko tych związanych bezpośrednio z realizowanym projektem. Te bezpośrednio z nim związane można łatwo ocenić/zobaczyć nawet będąc w Polsce, bo są nimi rosnące stosy kolejnych tomów dokumentacji wiktoriańskiej nekropolii oraz rysunki sporządzane w biurze architektonicznym. Jest to jednak tylko widzialny czubek góry lodowej, (dziwnym trafem zupełnie jak w modelu E. Scheina), tego co tak naprawdę dostarczył mi ten wyjazd …

Zdecydowaną większość swojego pobytu w Szkocji spędziłam w biurze architektonicznym Page\Park Architects, które udostępnia wszelki niezbędny sprzęt do pracy nad dokumentacją zabytkowych nagrobków nekropolii Glasgow. Spędzony tam czas pozwolił mi, po raz pierwszy w życiu zobaczyć, jak naprawdę wygląda praca architekta, i to architekta szkockiego. A na dodatek jako absolwentka kierunku zarządzanie, na własne oczy mogłam przekonać się, że wpajane mi w czasie studiów idealne modele zarządzania, naprawdę są stosowane w praktyce i naprawdę się sprawdzają – zwłaszcza podczas tak gruntownych przeobrażeń jak zmiana formy własności ze spółki partnerskiej w pracowniczą, której podczas tych trzech miesięcy byłam świadkiem. 

W Page\Park Architects każdy tydzień zaczyna się od nieobowiązkowego spotkania wszystkich pracowników, na którym główny głos mają oni sami. Poruszane na spotkaniach tematy są przez nich proponowane, ale zawsze dotyczą obecnie realizowanych lub już zrealizowanych wspólnie projektów. Dzięki temu nawet tak liczna grupa pracowników, ciągle się powiększająca (nawet z przyjeżdżającymi tylko na 3 miesiące studentami z Polski) może być na bieżąco z realizowanymi przez biuro projektami, mieć szanse na wyrażenie własnego zdania, opinii i wziąć udział w prawdziwej burzy mózgów. Te cotygodniowe spotkania sprzyjają również budowaniu „wspólnego etosu” wszystkich członków zespołu, z którym każdy może się identyfikować. Sprzyjają integracji zespołu, a także przede wszystkim wymianie doświadczeń, ważnego zwłaszcza gdy zespół stanowią zarówno osoby młode pełne świeżości, jak i te bardziej doświadczone. Wszystkie działania i decyzje dotyczące losów firmy są przeprowadzane ze 100% jawnością dla wszystkich pracowników, bez wyjątków – zgodnie z zasadą, że „strach ma wielkie oczy”, tzn. człowiek obawia się tego czego nie rozumie. Poza tym, co dwie głowy to nie jedna, dlatego też każdy punkt widzenia jest ważny i każde zdanie brane jest pod uwagę. Przy przeprowadzaniu istotnych zmian w jakiejkolwiek organizacji te dwa założenia są jednymi z najważniejszych w teorii zarządzania. W teorii tej ważną rolę odgrywa też sama atmosfera w pracy, a ta w Page\Park’u jest wyjątkowa, można by powiedzieć, że wręcz rodzinna. Co prawda tak jak w każdej rodzinie jednych wujków czy kuzynów lubi się bardziej, a drugich mniej, ale ciągle są oni jej niezbędną i nieodłączną częścią, z którymi dzieli się radości i smutki dnia codziennego, jak choćby narodziny syna czy powrót do ojczyzny.

Nie ma tam ustalonych sztywnych godzin pracy, a nierzadkim widokiem jest niemowlę w odblaskowej kamizelce przekazywane z rak do rąk. Ufa się pracownikowi i to on decyduje kiedy i co zrobi –  ocenie podlega tylko wynik jego końcowej pracy. Zgodnie z najnowszymi trendami, w Page\Park’u stawia się przede wszystkim na rozwój pracowników, bo to oni tak naprawdę są największym jego kapitałem, i to oni decydują o konkurencyjności tej firmy na rynku. Żeby być konkurencyjnym trzeba być na bieżąco, dlatego też wszystkim pracownikom, codziennie dzięki sieci mailowej dostarczane są najświeższe informacje ze świata architektury, a przy lunchu we w pełni wyposażonej kuchni każdy może sięgnąć do najnowszej prasy z tej dziedziny. Oczywiście nie samą architekturą i szkocką herbatą z mlekiem nawet szkocki architekt żyje, chociaż bez tej ostatniej okazuje się, że dzień szkockiego architekta jest niemal niemożliwy …

Podobnie i ja, oczywiście nie samą pracą w Szkocji żyłam. Grzechem by było będąc tam nie usłyszeć szkockich dud, zobaczyć prawdziwych szkockich kiltów na prawdziwych Szkotach, nie dostać zawrotów głowy podczas tradycyjnego szkockiego tańca ceilidh, nie podziwiać niezwykle częstych w tej deszczowej krainie tęczy, czy bajecznych krajobrazów tworzonych przez wysokie szczyty i malownicze jeziora, nad którymi to wznoszą się ruiny słynnych szkockich zamków, starych szkockich klanów. Szczęściarze, tak jak ja, mogą zgubić się na, na wpół wyludnionej wyspie z jedną asfaltową drogą dookoła, na której najczęstszymi cichymi obserwatorami są tylko owce i słynne rogate „highlandzkie” krowy. Oczywiście wracając do cywilizacji nie można zapominać o architekturze samego Glasgow, tworzonej przez wielkie realizacje samego Charlesa Rennie Mackintosha oraz rodziny Adamów.

Podsumowując – trzy miesiące to na pewno za mało, żeby dogłębnie poznać kogokolwiek i cokolwiek, ale wystarczająco dużo, aby zdobyć coś czego nie zapomni się na całe życie. Zawsze z uśmiechem na twarzy będę wspominać ten czas, który spędziłam pośród najserdeczniejszej i najuprzejmiejszej nacji świata – mam nadzieję, że kiedyś znowu będę miała szczęście jeszcze tam wrócić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Top