Magda Kumorowicz jest studentką V roku ODK. Do Glasgow wyjechała w ramach programu Erasmus. Jej nieprzeciętne umiejętności w zakresie inwentaryzacji zabytków zrobiły ogromne wrażenie na Szkotach, dzięki czemu dostała samodzielne zlecenie na prace przy Glasgow School of Arts.
Szkocja, czyli tam i już nie z powrotem…
Czasem niebezpiecznie jest wyjść z domu, gdy staniesz na drodze,
nigdy nie wiadomo, dokąd cię nogi poniosą.
(J. R. R. Tolkien, Władca Pierścieni)
Dla większości ludzi Szkocja to zbiór haseł: deszcz, kilt, dudy i Braveheart (Scotland! Freedom!), a sam Szkot jest dla nich ponury i skąpy, chociaż w tym wypadku można by się sprzeczać, czy to Szkoci pochodzą od Poznaniaków, czy też na odwrót. Dla mnie Szkocja to coś więcej, to magiczny kraj zamków, wrzosowisk, mgieł i niesamowitych widoków. Może dlatego jej symbolem narodowym jest jednorożec?
Szkocja interesowała mnie już od dawna, zapewne za sprawą dzielnego Williama Wallaca, szukającego sprawiedliwości i wolności dla swoich braci. Dla nastolatki, zafascynowanej światem Tolkiena i fantastyką historyczną, stała się ucieleśnieniem dzikich krain, po których błądziłam czytając książki, a największym marzeniem stał się stary murowany dom nad brzegiem jeziora, pośród wrzosowisk, i z widokiem na Highland.
Mówi się, że nie ma rzeczy niemożliwych, a marzenia się spełniają, ale gdyby jeszcze dwa lata temu ktoś mi powiedział, że niebawem wyjadę i zobaczę Albę, a nawet zostanę w niej – nie uwierzyłabym. Za pierwszym razem stchórzyłam i nie skorzystałam z okazji wyjazdu na praktykę do Page\Park Architects w Glasgow. Ale nie żałuję tej decyzji, wszystko musiało po prostu nadejść w swoim czasie, a teraz jest ten najwłaściwszy.
Na początku był strach – czy sobie poradzę? Czy się dogadam? Na szczęście nie jechałam zupełnie w nieznane, Szkocja przyjęła mnie z otwartymi ramionami i zanim się tu znalazłam, czekało na mnie już kilka dobrych dusz i bezpieczna przystań. Potem nadszedł czas na przełamanie bariery językowej. Dzięki wspaniałej ekipie studentów z International Students UK Tours poznałam wielu przesympatycznych ludzi z całego świata i zwiedziłam kilka nieziemskich zakątków. Dość szybko przekonałam się również, że Szkoci nie są ani ponurzy, ani tym bardziej skąpi. Każdego dnia ulice dużych miast, jak Glasgow i Edynburg, tętnią życiem, ludzie spędzają czas w kawiarniach, restauracjach, pubach, a nieznajomi przechodnie uśmiechają się do siebie nawzajem, czasem nawet zamienią słowo lub powiedzą komplement. Mówi się, że trawa z drugiej strony płotu jest zawsze bardziej zielona – owszem, tu jest, ale to raczej zasługa częstych opadów deszczu. I może dlatego ludzie są tu tacy serdeczni? Na przekór kapryśnej pogodzie?
Ale bynajmniej nie jest to też niebo na ziemi. Chodniki są krzywe, samochody stoją w korkach, rowery kradną na potęgę, po ulicach walają się śmieci – cóż, duże miasta zawsze rządzą się swoimi prawami. No i ten deszcz…i wiatr. Ale jak mówi szkockie przysłowie: If you don’t like the weather, wait a minute, dlatego najlepiej mieć ze sobą jednocześnie parasol, kalosze, sandały i okulary przeciwsłoneczne. Gdy człowiek już przywyknie, to nawet czerpie dziecięcą radość z brodzenia przez największe kałuże w drodze do pracy…
Szkocja to też ten okropny, wywołujący ciarki, haggis – czyli nic innego jak podroby uduszone w owczym żołądku. Mnie przypadł do gustu momentalnie i zachęcam każdego znajomego, który przyjeżdża do Szkocji, do spróbowania tej ich potrawy narodowej. Bo być w Szkocji, nie zjeść haggisa i nie popić pysznym regionalnym ale’em to poważny błąd.
Dziś czuję się tu już jak w domu. Czasem tęskno do rodziny i przyjaciół, czasem żal, że nie ma tu zbyt dużo słońca. Przyjazd tutaj rozpoczął jednak nowy, mam nadzieję, pełen przygód i fascynacji, rozdział w moim życiu. Póki co swój los wiążę z tym krajem o zapierających dech krajobrazach, przepięknych zabytkach i ciekawej historii, uważając to za doskonały wybór, pełen perspektyw i dobrych widoków na przyszłość.
Od nas zależy jedynie użytek, jaki zechcemy zrobić z darowanych nam lat.
(J. R. R. Tolkien, Władca Pierścieni)